.......
W szalonym rytmie rock'n'rolla Wika gnała swoją gablotą na drugi koniec miasta. Jej stopa
delikatnie, acz stanowczo wciskała pedał gazu głęboko w deskę. I tak była spóźniona, czego jej nie mogła wybaczyć
wrodzona punktualność. To przez tego Maurycego, tak długo...-urwała, bo w oddali zabrzmiała syrena policyjna,
kierowca przed nią zaczął zwalniać i próbował przeskoczyć na inny pas. Spojrzała w chromowane lusterko,
jednocześnie włączając drugi bieg. Ułamek sekundy później czarna beemka zajechała jej drogę, usłyszała świat
wystrzałów z broni palnej. Odruchowo chciała pochylić się nad kierownicą, lecz jeden z pocisków trafił ją w skroń.
Za kilka godzin koroner stwierdzi, iż był to pocisk kaliber 9mm, raczej rzadko spotykany.
Bezwładnie osunęła się na deskę rozdzielczą, pozbawiona kontroli stopa bezmyślnie docisnęła gaz, 5-cio litrowy
silnik ryknął radośnie ośmioma cylindrami, gablota aż przysiadła przy tak gwałtownym zrywie. Na styrany
prędkościomierz spokojnie spływała strużka świeżej krwi, a w radiu Elvis Presley zawodził swoje nieśmiertelneOnly You.
Pozbawione kontroli monstrualne cielsko raptownie skręciło w prawo, kosząc przydrożne krzewy i chyżo
zeskoczyło z nasypu zgrabnie przeskakując płotek boiska. Fontanna brutalnie wyrwanej ziemi przysypała przednią
szybę, jękło nadwyrężone podwozie. Chevroleta sunęła 60 mil całkowicie wolna i niekontrolowana. Pierwsze krople
krwi zaczęły pojawiać się na beżowej wykładzinie. Monotonnie skapywały z nie tak dawno błękitnej nogawki.
Rozszalałe monstrum w tym czasie sforsowało boisko i na odchodne wyrwała rząd ławek rozwalając je w drzazgi.
Chromowana atrapa nabrała rys rozkapryszonych ust. Upiorny efekt powiększały wygięte kły ogromnego zderzaka.
Na podłodze uzbierała się sporej wielkości czerwona kałuża, kiedy Chevroleta wyskoczyła z bocznej uliczki
stadionu wprost pod koła tramwaju. Motorniczemu nie zdążyła zaświtać jakakolwiek myśl, sparaliżował go strach.
Rozpędzone wagony z impetem uderzyły w tył niesforne auto. Gablota w dzikim pląsie zaczęła obracać się wokół
własnej osi, krzycząc przeraźliwie oponami. Na ulicy powstał straszliwy karambol, tumult i kataklizm. Jakaś
furgonetka wpadła na słup trakcyjny, taryfiarz zjechał na chodnik wprost na beztrosko bawiące się dzieci...
Tylna opona auta z miażdżącą siłą uderzyła w krawężnik, Chevroleta poderwała się w powietrze wciąż wirując
z ciałem właścicielki w swym wnętrzu. Siatka starej posesji zahaczyła o tłumik rozszarpując go na strzępy.
Chevroleta zawisła, silnik wył coraz bardziej, koła obracały się coraz szybciej, z rury buchały kłęby nie spalonego
oleju. Poprzez rozbite szyby dały się słyszeć dźwiękiDo You Wanna DanceBeach Boys'ów. Kilka krótkich chwil
potężne auto balansowało unieruchomione, póki niespodziewanie siatka pękła uwalniając oszalałą bestię.
Spod kół trysnęły fontanny wyrywanej ziemi, trawy i żwiru. Chevroleta wystrzeliła jak z katapulty, gwałtownie
nabierając prędkości, otarła się o nowiutką barierkę po przeciwnej stronie ulicy i pomknęła w stronę molo.
Chevroleta sunęła okrakiem nad krawężnikiem, sypiąc iskrami ze zmasakrowanego układu wydechowego.
Z zawrotną prędkością wpadła w tłum turystów siejąc popłoch i przerażenie. Cienkie deski molo uginały się pod
ogromnym ciężarem auta cichutko poskrzypując. Jakieś dziecko upuściło misia, którego ułamek sekundy później
rozpruły bezlitosne koła Chevrolety. Ludzie w popłochu skakali do wody, ratując się od nieuniknionej śmierci.
Silnik rzygał olejem, znacząc swą ostatnią drogę. Radio po raz ostatni ryczało Twista Chubby'ego Checker'a.
Zbutwiałe barierki trzasły jak zapałki, by pogrążyć się w otchłani morza, jak Chevroleta, która ukryła w swym
wnętrzu ciało spieszącej się Wiki.