nie polecam naprawy klasyka w taki sposób



powrót do strony głównej



pierwszy tydzień remontu

      Niestety, prędzej, czy później czeka to(prawie)każdy samochód. A przynajmniej taki, którego właściciel nie zdążył skasować lub sprzedać następnemu. Kiedy kupowałem swojego Fiacika(za naprawdę śmieszne pieniądze), samochód nie wyjechał o własnych siłach. Mieliśmy nawet problem z wyciągnięciem go z miejsca, gdzie stał. Po 3 miesiącach wyszykowałem go na tyle, że przeszedł przegląd techniczny(od takich aut wymagania są troszkę mniejsze, wiadomo, że raczej nieczęsto się nimi jeździ). Ubezpieczenie kilkakrotnie przewyższyło cenę zakupu(celowo pominąłem słowo wartość). Kilka plastrów i z daleka wyglądał super. Z bliska już nie, ale kto by się przejmował.

      Poprzedni właściciel nie traktował auta jak klasyka. Nieorginalny wygląd zewnętrzny, zbytnio przypominający MRa, nie wymienione oleje, płyn chłodniczy, sklejone sprzęło i uszkodzona stacyjka to tylko widoczne wady techniczne. Prócz tego, na wszystkich drzwiach była rdzawa odwódka, prawy błotnik miał wyżartą dziurę. I najważniejsze, nie licząc dachu i tylnych błotników, samochód był pomalowany ... wałkiem i pędzlem. i kolejne...

      Zebranie większości części potrzebnych do generalnego remontu zajęło mi 2 lata, a i tak kilka unikatowych znaczków, lamp i innych takich po prostu mi ukradli. Dla takiego złodzieja jest to po prostu śmieć, dla mnie rzecz bezwartościowa, za którą dzwoniłem, szukałem i chodziłem długi czas. Ale do rzeczy. Brakujące blachy i drzwi dostałem na tydzień przed terminem rozpoczęcia naprawy. I to oryginalne, pod klamki typu skalpel. Inne rzeczy sukcesywnie skupowałem dając mnóstwo ogłoszeń w różnych formach. W sklepach od FSO 1500 pasuje tylko maska przednia(w cenie 500 zł !!!. gdzie błotnik jest za 50 zł)i tylne błotniki. Resztę trzeba albo przerobić, albo kupić od ludzi. Nawet szyby do mojego modelu nie pasują od poźniejszych Fiatów.

      Znalezienie warsztatu też nie jest rzeczą prostą, rozpiętość cen jest tak ogromna, a i tak pewności nie ma, czy aby to właśnie tu zrobią najlepej. Jeśli już robi się generalkę, to najepej, jeśli jeden człowiek i wymienia blachy i lakieruje. W innym przypadku blacharz może zrzucić winę na lakiernika, a ten zaś na tego pierwszego. A my zostaniemy z autem, w które wpakowaliśmy mnóstwo pieniędzy i jakoś efektu nie widać. Moim autem zajął się znajomy,(choć początkowo miał być inny człowiek, ale był za drogi i zbyt marudny/gadatliwy). Pracę trwają po dziś dzień, i nie jest to żadne opóźnienie, po prostu kiedy oderwie się błotnik, wychodzą inne rzeczy, które należy pospawać lub wymienić. Zresztą po 32 latach to i tak staruszek trzymał się nieźle. Chciałbym zobaczyć któreś z dzisiejszych aut, kiedy będą miały tyle lat, co Fiacik. Nie wymienię marki(jeszcze mnie ktoś oskarży o kryptoreklamę), ale nie jest to firma europejska. Nawet wydawało by się, prosty wybór koloru nadwozia przysparza mnóstwa kłopotów, szczególnie, gdy każdy zapytany ma odmienny gust i propozycję.

      I wszystko byłoby proste, gdyby blachy i drzwi(państwowe, a nie rzemieślnicze !!!)pasowały do siebie. Drzwi były za długie i nie pasowały do nadowzia. Podobnie błotniki. W pewnym momencie na auto składał się dach, silnik, nadkola wewnętrzne i przedni pas z reflektorami. Oczywiście także podłoga z wnętrzem. Ale powoli, drobnymi kroczkami, dzień po dniu, tydzień po tygodniu wóz nabiera rasowego wyglądu. I mam nadzieję, że za kilka dni (może 2 tygodni) gablota będzie nadal sunęła zawrotne 60-dziesiąt na godzinę wśród tłumu wiecznie spieszących się ludzi.

      Dopiero 3 miesiące po oddaniu gabloty do naprawy doprowadziłem ją do stanu, w jakim można pokazać ją ludziom. Ostatni urlop z pracy pomógł mi zebrać siły do uzbrojenia auta w niezbędne detale. Nie wspominam o pomocy mych kuzynów, którzy także są w posiadaniu FSO 1500, prawie z końca produkcji. A i tak nie udało mi się zrobić wszystkiego. Brakuje mi mocowań listw progowych, wnętrze należy doprowadzić(czytaj polakierować)do stanu, w którym nie będzie budzić odrazy. Zmienić radio na zabytkowe, ale mające UKF na wysokich falach, bo moje obecne (ZRK Raid) działało do 6 stycznia 2000, kiedy to stacje radiowe zamilkły w paśmie niskiego UKFu. A jeśli uda mi się wyprosić zdjęcie mojego auta od przyjaciela, umieszczę je natychmiast na stronie. Choć od momentu wywołania fotki w wyglądzie zewnętrznym nastąpiło kilka zmian...

      Radio zmieniłem na zabytkowego Blaupunkta Köln(prawei flagowy model w tamtych latach). Zakres UKF 85-108 Mhz. Odbiera wystarczającą ilość stacji radiowych, aby nie zanudzić się podczas podróży. Choć i tak najlepiej odbiera na falach długich Poslkie Radio Program I(225 Khz). Tyle tylko, że brakuje mi mocowania tegoż radia do deski rozdzielczej - kawałek plastiku z metalowymi mocowaniami. Najważniejsze, że radio gra. Specyficzna funkcja Blaupunkta pozwoliła na montaż elektrycznej anteny na przednim błotniku pasażera. Skoro poprzednik był marynarzem dewizowym...

      A i tak wciąż brakuje mi kilku znaczących detali, sprawnej dźwigni hamulca postojowego, niebieskiej tapicerki na drzwi, niebieskich siedzeń i tylnej kanapy z podłokietnikiem(w tym samym jasnoniebieskim kolorze), a zwłaszcza niebieskiej wykładziny podłogowej...

Wygląd tuż przed Rajdem, teraz się troszki zmienił...





powrót do strony głównej